Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I Brühl i listy z Polski świadczą, że nasi adherenci wiernie i gorliwie około elekcyi pracować będą. Ale któż wié czy nam w drogę nie wejdzie Leszczyński, pomoc Francyi, intrygi? Na to potrzeba pieniędzy.
Królewicz uderzył zlekka po ręku Sułkowskiego.
— To Brühl musi dostarczyć: on do tego jedyny.
Sułkowski zamilkł.
— Będziemy się o nie wszyscy starali, a królewską koronę włożyć musimy na skronie pana naszego...
— I Józefiny — dodał Fryderyk prędko. Józefinie się to należy. Ona nie może kurfirstową pozostać.
Oba przytomni milcząco skłonili głowy, królewicz zadumany fajkę palił. Zdawało się że daléj mówić będzie w tym przedmiocie, gdy pochyliwszy się do ucha O. Guariniemu, szepnął:
— Frosch w kątku na pokucie musi być paradny? Mówicie że oni sobie języki pokazywali!
— Albo sobie albo mnie, ale to pewna, że dwa czerwone jęzory ich widziałem.
Zapomniawszy się królewicz głośno się rozśmiał, rękę do ust przyłożył i zawstydzony zamilkł nagle. Sułkowski stał zamyślony i nieco zgorszony spojrzał na księdza.
Upłynął moment jakiś, gdy Fryderyk pochylił się znowu do ucha Ojca, zasłaniając ręką.
— Widzieliście Faustynę? — zapytał.
— Nie — rzekł Guarini.
— A? nie? dlaczego? powiedzcie jéj, zapewnijcie ją, niech tylko głos szanuje. Ja ją szacuję wysoko, wysoko. E una diva! głos anielski; żadna jéj niezrówna. Jak mi będzie tęskno za jéj głosem; ale musi teraz śpiewać w kościele: niech ją choć tam usłyszę.