Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, tego nie wymagajmy od siebie, cha! cha! — podali sobie ręce.
Hennicke już wychodził, gdy w przedpokoju ukazał się nowy przybylec: postać wysoka, długa, chuda, ręce cienkie, nogi jak laski, twarz przeciągła, niepiękna, ale pełna życia i pojętności.
— Patrzcie! i ten tu! — rozśmiał się Hennicke. Globig uderzył ręką po boku.
Długi mężczyzna wszedł, kłaniając się.
— No, panowie! cóż się dzieje? co? padamy, czy idziemy w górę?
— A niecierpliwi! — krzyknął gospodarz — czekajcie.
— Gdy idzie o skórę — odparł przybyły.
— Panie radzco Loss, nasze skóry wszystkie trzy razem zszyte, jeszcze wygodnego siedzeniaby nie pokryły. Na szerszych plecach się tam wszystko rozstrzyga. Słyszeliście co?
— Co? to co wszyscy przewidywali: Sułkowski pierwszym ministrem.
— Ciekawa rzecz? — syknął Hennicke szydersko — Sułkowski katolik w protestanckiéj Saxonii nie może być prezydentem rady, chybaby się nawrócił na lutra, a gdyby to uczynił, królby mu w oczy napluł i dał kolanem... nie mówiąc już o królowéj.
— A wiesz, że masz słuszność — przerwał Globig — mnie to na myśl nie przyszło.
— Zapomnieliście o tém — zawołał Loss, pokazując długie zęby w uśmiechu — że N. Pan może zmienić prawo.
— Bez zwołania sejmu? — spytał Hennicke.
— Chociażby... jest tu panem — mówił Loss — to przecież nie rzeczpospolita polska, gdzie szlachta robi co chce, a król się kłaniać jéj musi.
Hennicke chrząknął, bo chód szybki dał się słyszéć u drzwi i w téjże chwili wchodził już szeroko je otwierając słuszny, barczysty, otyły mężczyzna, który zrazu stanąwszy, kapelusza na-