Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wają, gdy kto rękawiczki całuje, ręki się wyrzekając: co interesem jest, to trzeba czysto i jasno postawić. Będę o sobie pamiętał, o was pamiętał, i o królu nie zapominał.
Skłonił się. Brühl po ramieniu go poklepał. — Henicke... wyprowadzę cię wysoko.
— Byle nie zbyt, i nie na nowym rynku — szepnął Hans.
— A! o to bądź spokojny. A teraz tyś rozumny, jaką dajesz mi radę? jak to się utrzymać na dworze? Wyjść na wschody to jeszcze nic, ale z nich na łeb nie zlecieć to sztuka.
— Ja mam tylko jedną radę, excellencyo — począł były lokaj — wszystko się robi przez kobiéty, bez kobiet nic się nie dzieje.
— O, o! — odparł Brühl — są inne drogi.
— Ale ja wiem że wasza excellencya, macie za sobą Padre Guariniego i ojca.
— Tst! Hnenicke.
— Milczę, a jednak dodam: czas waszéj excellencyi o tém pomyśléć, co kobieca potęga znaczy: miéć zapaśną strunę nie zawadzi.
Brühl westchnął.
— Skorzystam z rady, zostaw to mnie.
Milczeli chwilę.
— Jakże wasza excellencya jest z hr. Sułkowskim — po cichu szepnął Hennicke — nie trzeba zapominać że słońce zachodzi, że ludzie są śmiertelni, i że synowie po ojcach następują a Sułkowscy po Brühlach.
— O! — uśmiechnął się Brühl — to mój przyjaciel.
— Wolałbym żeby jego żona była waszą przyjaciółką — wtrącił Hans — na tobym więcéj mógł rachować.
— Sułkowski ma serce szlachetne.
— Któż przeczy, ale najlepsze serce woli tę pierś w któréj bije, od każdéj innéj.