Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słyszeć. Leżał tak, konać się zdając, mąż ogromnéj i silnéj postawy, złamany cierpieniem jakiemś i walczący z pozostałą życia odrobiną, przeciw zbliżającéj się śmierci. Strasznie blade miał lice, sfałdowane czoło, a dokoła ust, ból ściągnął policzki i nadał mu wyraz męczeński. A jednak, mimo téj męki widać w nim było niezłamaną jeszcze dumę i jakby urąganie się cierpieniu.
O. Otton, złożywszy kij swój i koszyczek, podszedł i przyklęknął przy nim. Wierny pies leżący u nóg jęknął dziwnie...
O. Otton zlekka rękę do czoła przyłożył zemdlałemu.
Zaledwie ona spoczęła na niém, gdy całe ciało zadrgało, głowa się poruszyła, oczy otwarły czarne i widać było usiłowanie zdrętwiałego aby się porwać z ziemi. Sił nie miał — miotał się w miejscu, obłąkanym wzrokiem, przestrachu jakiegoś pełnym wpatrując się w staruszka...
Rysy twarzy malowały zdumienie i niedowierzanie; czekać się zdawał na to ażeby mnich doń przemówił.
O. Otton nie rzekł słowa, ręką tylko badał ciało, a widząc osłabienie, którego głód i znużenie mogły być przyczyną — zwrócił się ku koszyczkowi swojemu. Szczęściem leżała w nim owa mała flaszeczka wina, którą mu ojciec Augustyn na drogę narzucił. Dobył ją dziękując Bogu i po-