Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O. Otton gdy się nakarmił widokami temi, gdy się w piersi nabił za to, że się zbyt niemi rozkoszował, szedł i zbierał już pilnie zioła.
Tego dnia stała się rzecz dziwna z nim, bo się dał słabostce małéj uwieść i zapomniał o celu wycieczki. Równie jak roślin, O. Otton ciekaw był i stworzeń bożych, ptastwa, zwierząt, motylów nawet i muszek.
Zaledwie wszedł w las ścieżyną sobie znajomą, na gałęzi drzewa postrzegł ptaka, którego nie widział w życiu.
Zdało mu się, że to być musiał przybysz z obcych krajów, może wędrowiec, który tylko w drodze spoczywał. Ptak był kształtny, ale szczególniéj pióra jego wdzięczną barwę miały, skrzydła zdobiły niebieskie wyłogi jasne, blado lazurowe... O. Otto nigdy w lesie podobnego nie spotkał ptaka. Chciał mu się przypatrzeć zblizka, podchodził ostróżnie, ale ptak, dawszy się zbliżyć do siebie, unosił nieco daléj i o kilka kroków przysiadał znowu.
O. Otto podchodził ostróżnie bardzo, po cichu, kryjąc się za gałęźmi, lecz zaledwie przystąpił nieco, niebieskoskrzydły zlatywał z gałęzi, często niedaleko sobie obierając nową, na któréj siedząc to piórka poprawiał, to dzióbek czyścił o drzewo, to nóżkę jedną podnosił i skrobał się nią. Zdawał się nie lękać wcale podchodzącego, ale nie życząc sobie, aby mu się przypatrywał