Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych stać lata całe, kościołowi oddać wszystko co ma, a precz iść z kraju, bo pomazany krwią ojcowską, pomazańcem Bożym być nie może.
Wzdrygnął się Boleszczyc — biskup pilnie go śledził oczyma.
— Toż samo was czeka, służalców coście z nim byli. Ty? byłeśli tam? podniosłeś rękę?
Borzywój nie odpowiedział, ogarniał go przestrach i zgryzota, głowę spuścił jak winowajca.
Milczenie za odpowiedź starczyło.
Biskup rękę suchą wyciągnął i drzwi mu wskazał, uparcie trzymając palce drżące, skierowane ku nim. Borzywój nie odchodził.
— Chwili mi tu nie powinieneś zostać! wołał stary Jastrzębiec głosem wzruszonym. Vade retro! Vade retro! precz! — nieznam cię jako krew naszą. — Precz!
— Ojcze mój — odezwał się zimnym oblany potem Borzywój — pójdę, nie idzie mi o siebie, ale o pana mojego. Radźcie co czynić ma.
— Tak więc jeszcze kochacie tę potworę? — krzyknął Jastrzębiec — tak stoicie o tę zgniliznę co się tylko zdała na ogień piekielny? Ha! Czujecie że spólnictwo zbrodni was z nim wiąże! Razem djabłu wpadniecie w paszczę...
— Rady! krzyknął Borzywój błagająco...
— Niech się wlecze w żebraczém odzieniu do Rzymu, niech tam u nóg Ojca naszego, papieża padłszy, błaga o rozgrzeszenie, a królestwo niech