Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niéj — wołając by mówiła co jéj było, ale dziewczyna słowa powiedzieć nie mogła, zachodziła się i oczy zakrywała.
Wśród téj trwogi, drzwi się otwarły, na progu ukazał się Borzywój.
Był może pijany ucztą wczorajszą, bo się zataczał i na nogach ustać niemógł; twarz miał trupią, a ręce obmyte nosiły jeszcze ślady krwi na sobie. Wszedł obłąkanemi wodząc oczyma, mówić nie mogąc.
Szybko przypadła do niego Krysta, badającym mierząc go wzrokiem — patrzała nań. Patrzała i zobaczyła krople krwi przyschłéj na twarzy, we włosach; ręce powalane, na sukni ledwie przysychające plamy — wszędzie krew! — krzyknęła i uciekła kryjąc się przed nim do kąta. Borzywój stał sam patrząc teraz na swe ręce ze zgrozą, jakby obłąkany, tarł je, chował, dobywał, niepokoił się, szepcząc coś sam do siebie. — Zawrócił się do drzwi, jakby wynijść chciał, potém znów ku Kryście i znowu ku drzwiom, i jeszcze raz niemogąc zasuwy otworzyć, podszedł gdzie Krysta siedziała.
Na bladéj twarzy jego pot występował kroplami.
Ciekawość przemogła strach i zgrozę.
— Gdzieżeście byli? — co się stało? Krew, co znaczy ta krew?! — zawołała Krysta.