Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Smiech się znowu rozległ jak grzmot do koła.
Sroka siedząc u stołu na miejscu które dawniéj pany zajmowały, pysznił się, nadymał, rozpierał, szłyka poprawiał, pił ciągle i na króla tylko patrzał, czy mu to miłém było.
— Ej! ej! — mówił popijając — mnogo im nasze parobczaki żonek nazabierali — a no to tylko za nasze dziewki po dworach płaca! Resztę im jeszcze białychgłów odjąć trzeba, aby się plemie nie rozradzało! Dosyć było ich panowania, za naszego króla przyjdzie kolej na tych co byli spodem, żeby na wierzch wyleźli. Kto wieszał tego powieszą, kto ścinał tego zetną, reszta co zostanie, do pługów ich zaprzężemy i, batem po uszach — wiu hot! Niechcieli pana słuchać dobrego, będą złéj pletni słuchać musieli — wiu hot! po uszach!
Ludzie się aż kładli ze śmiechu, król twarz téż miał wesołą, tylko drużyna pańska, ziemian dzieci, burzyła się i krew w niéj wrzała słuchając.
Sroce się gęba nie zamykała.
— Królu, panie miłościwy! — wołał kubek podnosząc — daj ci Boże panowanie na długie lata. Tyś się nad nami litował, my tobie służyć będziemy, krwią i potem... Pójdziemy za tobą w ogień i wodę.
Niechaj się panowie rycerstwo policzą, zobaczemy kogo więcéj, czy mrówek na polu, czy