Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Brzechwę napotkawszy, stawić się im kazał do Jakuszowic tego rana.
Czekał azali nie przybędą.
Dobrogostowi stać jak przed kościołem w kunie, miło nie było — i ozwał się szorstko.
— Jeżeli miłość wasza, jużeście wszystko rzekli co chcieli — azali nie odpuścicie mnie?
— Idź na skręcenie karku! — krzyknął Odolaj — idź. — Między mną a wami niema już nic, ani na pogrzeb mój nawet nie śmiejcie przyjść. Czeladź was kijami od trupa odpędzi...
Dobrogost ruszył się już.
— Spieszno wam, szydersko i gniewnie odezwał się Mścisław — wstyd, srom.. Strzymajcieno się, jeźli odwagę macie, przybędą tu inni jeszcze co wam od wszystkiego ziemiaństwa rzekną, co was czeka.. Warto słuchu..
Stary się żachnął zagniewany.
— A kogoż wy tu do mnie, śmieliście nawoływać? — Wy! — do mnie? — a to jakim prawem?
— To sprawa ziemiańska — odezwał się Mścisław, a wyż kto? — Każdy dom dla niéj powinien być gospodą, chce czy nie.
Nic na to nie odpowiadając Odolaj poszedł z kijem do kąta i położył się — Dobrogost szedł do drzwi.
— Czekaj! — zakrzyczał Mścisław. — Czy się boisz! — Stój, gdy mówię, starszyzna przyjedzie. — Boisz się!