Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 2 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściach zanurzonemu domostwu, które stało otwarte i bezbronne.
— Gdybym chciał, mówił w duchu, dziś, zaraz, skinąłbym, zgniótł klechę, w perzynę obrócił tę kleć jego, i wyniósł go na mieczach. Ale nie, niech drży z trwogi, niech czeka... niech godziny liczy! nie ujdzie rąk moich!
Zamknie przedemną raz jeszcze drzwi kościoła, ja mu drzwi życia zamknę na wieki. Do Rzymu poślę bryłę złota. — Co im jeden biskup, jeden klecha, poddany mój. — Nikt się nie ujmie za niego! Przykład dać trzeba. — Dość suchéj walki, do pierwszego spotkania!