Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 215.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biskup, królewskiego sąsiedztwa unikając, przebywał. — Świeciło tu w jedném oknie przez szpary okiennicy, do koła panowała cisza.
Do progu się dowlókłszy, legł na nim Mścisław, ale padając o drzwi uderzył, które zadrżały i jęknęły. Kroki pospieszne dały się słyszeć ze wnętrza; drzwi odryglowano.
Młody człowiek w sukni kleryka, ukazał się w nich ze światłem w ręku, i począł przypatrywać leżącemu, którego wziął za upojonego włóczęgę. Dopiéro ręce związane sznurem ujrzawszy, krzyknął, ukląkł przy nim, i widząc osłabłego, więzy jego co prędzéj rozplątywać zaczął.
Mścisław miał zaledwie siłę wymówić — Biskup! — i nazwisko swe, gdy padł omdlały, głową o twarde progu kamienie.
Zbiegła się natychmiast cała służba biskupia, a że nazwisko z ust do ust chodziło, a znaném było wszystkim, wzięto go, podniesiono, oznajmiono o nim biskupowi, który nie spał jeszcze.
Znalazł się kubek wody co go orzeźwił, i Mścisław odzyskawszy przytomność, z pomocą ludzi mógł wnijść do izby, na któréj progu stojący oczekiwał nań ręce wyciągając ku nieszczęśliwemu, gospodarz.
— Chodź, dziecię moje, niech cię przytulę i orzeźwię — Bogu niech będzie chwała, iż z życiem uszedłeś!!

Koniec tomu 1go.