Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 178.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak jest téż nie może być. Dopóki duchowieństwa nie tknął, choć nam głowę z karku zdejmował, co poczynać było! Cierpieliśmy, milczeli. Nie dość mu nas, z panem Bogiem i sługami jego wojny mu się zachciało. Biskupi mu są równi, tak namaszczeni jako on, a Rzym nad nim, przeciw nich się nie ostoi.
Drudzy téż potwierdzali: Nie ostoi się.
Odolaj nic nie odpowiadał, po długiéj chwili oczekiwania dopiero począł sparłszy się na dłoni jakby sam do siebie:
— Krew ci to nasza! bujna! Wojak jest! Jak nie wojuje za domem, doma mu wojny trzeba. Gdyby się z kim miał tłuc zarazby to wszystko ustało. Cała bieda, wojny niema; znajdzijcie mu swar jaki, zadrzyjcie się na granicy, nie, to wam baby pozabiera, a biskupom czapki z głowy pozdziera. Taka krew! taka krew! I zaraz mu swawola w głowie, a no i Bolko stary, na kobiety był łasy... Ten od mężów, a tamten i z klasztorów Panu Bogu odbierał! Taka krew...
— Co bo mówicie! bronicie go! — począł zgorszony Brzechwa. — Wy stary, a czy to się godzi? Patrzcie co się dzieje. Mścisławowi nie dosyć, że żonkę porwał, jego jeszcze do ciemnicy posadził, że się na zamku śmiał pokazać. Mówią że go stracić mają.
— Do takich spraw — dodał Leliwa — Jastrzębiom służyć się nie godzi. Każcie im iść precz.