Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— E! zgagi! — zawołał. — A zkądże to wam ubogim, te drogie zbroje, te sadzone pasy i te suknie miękkie i łańcuchy? Ojciec w siermiędze chodzi, z domu wam nie dał nic, chyba kawał zardzewiałéj blachy i mieczyk lichy? Na wojnę małoście chodzili, zkądże te ubiory?
Dobrogost się namyślał trochę, lecz rzekł odważnie.
— Król pan nasz miłościwy darzy nas, od pana przyjąć ani grzech ani wstyd.
Starzec się rozśmiał szydersko i splunął.
— Bo wy mu do rozpusty służycie! trutnie jakieś! — krzyknął — służycie mu jak psy, to wam obróże sprawia.
Zmięszali się obaj młodzi Boleszczyce, a Odolaj siedział mrucząc po swojemu i ręką w stół czasem uderzając. Za każdą razą Hyż głowę podnosił.
— Ej! wy! — rzekł nagle — śmierdzicie mi! zdala odemnie stać!
Oba się tedy do progu musieli oddalić posłuszni, ale krew się w nich burzyła, patrzali na się, pytając oczyma po co się im do Jakuszowic zachciało. Preczby byli szli i jechali zaraz nazad, ale szanując głowę rodu, oddalić się tak nie mogli, bez rozkazania.
Stary wyczekawszy z mruczenia do siebie począł znów głośniéj:
— Cóż tam ten miłościwy pan? co? króluje, panuje nad żonkami cudzemi! z rycerstwem się