Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się to działo, dziewczyna zadyszana powracała do pani, wołając od progu.
— Pojmali go! pojmali! nieszczęsna dola moja!
I z płaczem dobyła sznur bursztynów, trzymając go w rękach, patrząc nań smutnie, strapiona, że jéj pani odbierze niezasłużoną nagrodę.
Kryście bursztyny nie były w głowie, ręce krzycząc załamała.
— A! ja nieszczęsna! a! ja przeklęta! co ja pocznę! gdzie się skryję! krew jego padnie na mnie.
Rzuciła się na ławę, głowę w rękach tuląc i płacząc.
Wśród tego jęku i płaczu drzwi się otwarły, wszedł król.
Dziewczę z bursztynami w ręku, zobaczywszy go uciekło skryć się do komory, a Krysta posłyszawszy kroki, zwróciła głowę i blada podbiegła ku niemu.
— A! panie mój, królu mój — zawołała obejmując mu nogi — życia mu nie każcie brać! bom ja go wydała i krew jego spadnie na mnie, krew! krew!
Chmurno król popatrzał na nią.
— Ej! ty! — rzekł — nie ścięto go, ani zadławiono! oczów mu nawet nie kazałem wyłupić i mnie go żal! Człek szalony co się ze mną, z panem swym chce porywać do walki! On, ze mną!! Robak ten mizerny jakiś, którego zdusić