Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 116.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mścisław tu był, tu...
Bolesław aż się cofnął i za mieczyk pochwycił.
— On? tu? gdzie i jak? kiedy?
Skinęła nań Krysta, aby usiadł przy niéj na ławie, objęła go ręką za szyję, czoło położyła na ramieniu i poczęła cicho szeptać mu coś do ucha. Po twarzy króla przelatywały burze i pioruny. Nie mówił nic tylko mu białka w oczach krwią zapływały, usta zbladły i zęby się ścięły.
Słuchał tego ust jéj szmeru długo, zadumany, potém wstał od niéj nie mówiąc nic i przechadzać się począł. Krysta biegała za nim niespokojna, znała go już, że strasznym był gdy głos podnosił gniewny, ale straszniejszym gdy milczał. Nie odpowiadał jéj wcale, stanął w oknie, patrzał w nie długo i nierychło ku niéj się obrócił.
— Bądź spokojna, jam nieżądny dusić robaki, choć sam mi lezie pod stopy! Życia nie wezmę, ale rozumu uczyć go potrzeba! Mścisław chce się z królem mierzyć! ze mną!
Bolko rozśmiał się a w śmiechu zębami zgrzytał i straszny był. Krysta przestraszona spoglądała nań jeszcze, gdy, gwałtownie cisnąwszy drzwiami, król wyszedł od niéj i na dworce swoje pociągnął.
O kroków kilkanaście spotkali go i otoczyli Boleszczyce, on im mimochodem kilka słów rzucił i szedł daléj.
Widać było, że im dał jakieś rozkazy. Kupką