Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Strój ich stare przypominał czasy, i oręż był nie dzisiejszy.
Twarze ich były jakby z innego świata, a wejrzenia, gdy się spotkały z drużyną królewską groźno ku sobie strzelały. Bolesław nie spojrzał nawet ku gromadom.
Ciągle poprzedzany grającemi na rogach, wjechał król na plac, wśród którego siedzenie dlań przygotowane było. Piesza służba, która u namiotów czekała, przybiegła konie od pana i starszyzny odbierać; drużyna nie zsiadając z nich, dokoła się ustawiła w porządku. Starsi urzędnicy stali na przodzie i zabierali się wywoływać ziemie, powiaty i grody, które z kolei dań składać miały.
A że wszyscy ci ludzie nie pismienni byli i pamięcią starczyć nie mogli. Skarbny królewski Ścibór, do boku swego wziął dnia tego nowicyusza, młodego kleryka, który na długim zwitku pargaminu spisane miał ziemie do wywoływania.
Król zasiadł miejsce swoje, a czy był znużony bezsennością, czy znudzony tym żywotem spokojnym domowym, do którego od młodości nie nawyknął — ledwie usiadłszy podparł się na łokciu, nie patrząc już na to co się dziać miało, zadumał się czy zdrzemnął może. Siedział posągiem bez ruchu.
U stóp jego leżały rozesłane sukna, na których dań składano, tak, że na jedném futra i skóry, na drugiém złoto i srebro kładziono.