Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to was tu ściągnąłem, abym o pomoc prosił. Swoje odebrać i od króla się godzi.
A! ja wiém, biedaczka tęsknić musi za domem i za mną jak ja za nią; ten ją w żelaznych trzyma okowach, na oczach ciągle. Ale my mu ją wydrzéć możemy, chytrością czy siłą...
Dryja ramionami ruszył.
— Szalony z ciebie człek! odezwał się — jakim sposobem ze dworu ją mamy wziąć, gdy sam mówisz, że z oka jéj nie spuszcza. Słychać, że ją przy sobie na zamku posadził, straże dzień i noc chodzą!! Nadaremnieby człek karku nastawił i śmiechu tylko napytał.
Mścisław słuchać nawet nie chciał.
— Na zamek się wkraść, gdzie wchodzi kto chce, łatwo — zawołał gorąco. Ona, byle mnie zobaczyła, poleci za mną! Z dobremi końmi w lasy łatwa ucieczka! o w puszczy nikt mnie nie wyszuka. Bylem się pokazał Kryście, porzuci wszystko, pomoże do ucieczki! — Na zamku samym znajdę przyjaciół i pomocników.
Mówił coraz żywiéj Mścisław, ciągle oczy zwracając to na jednego to na drugiego ze swych słuchaczów; ci milcząc, namyślając się po sobie trwożliwie spoglądali, nie kwapiąc się z obietnicą pomocy. Rzekł w końcu Beńko.
— Miarkujno, król się do niéj przywiązał, pewnie też i pilnować musi tego skarbu, ludzi dużo, oczów wiele, o zdrajcę nie trudno... Cie-