Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twory... A czemubyśmy innego rodu panów szukać sobie nie mieli?
Śmiałe te wyrazy innym usta zamknęły, spoglądali na się z obawą, jakby myśli swe przeniknąć chcieli.
— Mieszko, mówił Topor — ostatni, na poły się niemcem uczynił. — Kazimirz téż przez niemców był chowany. Bolko się zrusił i tamtejszym obyczajem chce nas prowadzić — albo my to sobie innego pana znaleźć nie możemy, jak to już bywało?
Biskup położył mu rękę na ramieniu, a Topor umilkł spoglądając mu w oczy.
— Ze słowy temi nie spieszcie — odezwał się, niebezpieczne one są, a zamięszanie wzniecić mogą.
— Dla tegom ich tam nie rzekł, ciągnął Topor, a mówię to, przed wami ojcze, bo wiem że u królowéj Światawy i na dworze czeskim macie zachowanie. — Niech oni nas zabiorą, jako już byli raz zawojowali, niech nami rządzą tak jako Czechami. Siłę z niemi mieć będziemy większą, aby się oprzeć Cesarstwu.
Biskup tylko nań spojrzał.
— Zawczesne to słowa — rzekł. Prawda to że siostrę króla naszego Światawę szanuję, a małżonka jéj mam dla siebie życzliwym — ale daleko jeszcze do tego byśmy nowego pana i panowania szukać potrzebowali. — Nie czas jeszcze.