Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Choć ze zgromadzonych tu, mało komu co na sercu nie leżało, nie spieszyli ze skargami i żalami, czekano, aż się zbierze więcéj ludzi i Mścisław zagai. Niektórzy zapewniali że i Biskupa z Krakowa spodziewać się było można, lecz temu nie bardzo dawano wiarę. Znano go jako męża co otwarcie zawsze występywać był nawykły, a po królu największą miał powagę.
Z każdą chwilą powiększał się ów zbór u starego dębu, i o słońca zachodzie już z pół seciny, po większéj części mężów statecznych i podżyłych naliczyć było można. Wielu z nich siwy włos okrywał, a młódź, ściągnięta starszym ku posłudze, nieco się opodal trzymała. Po uzbrojeniu i szatach rozpoznać było można zamożnych władyków i ziemian dostatnich, u niektórych nawet oręż i sprzęt złotem obficie połyskiwał. — Konie téż, które młódź na łąkę, splątawszy puściła, piękne były i dobrane, a pieszczono znać chowane, jak u rycerzy zwyczajnie. Boć pieszy człek naówczas nie wiele był wart, i wojak nie stąpił bez konia.
Zebrani gwarzyli głosy stłumionémi, gdy naostatek z lasu pokazał się Mścisław, duchownego pana mając u boku, sam jeden z nim, bo czeladź swą i brata młodszego opodal zostawił. Obaczywszy go niektórzy zdala rękami witać poczęli, inni wołać ku niemu:
— Bywaj!