Strona:PL Józef Czechowicz-Dzień jak codzień 20.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

połatane ubranko szeptem opowiada
ręce chropawe od pracy dla mnie kradły

pani na pierwszem piętrze ma powieki płatki liljowe
gdym poznał że malowane jak ciężko dusiły łzy
matka z gniewem chłonęła moją spowiedź
krzyczała pięścią groziła światu że zły

jeden kąt
w roku wojny
w rodzinnej izdebce szlocha
gdy synek wlecze się na front
zranione nogi ciągnąc w dróg prochu
wsparty towarzyszem karabinem

patrzę patrzę
teraz ręce oczy jak most przerzucają się do mnie
most miłości wspomnień przebaczeń zapomnień
fabryka palce kominów w ciepłym zmierzchu macza
przystanek czerwonym wzrokiem zerknął tu szyderczy
przedmioty czyżbym się wstydzić was musiał
dla was powiem słowa inaczej
siwy uśmiech silniejszy od śmierci
matusiu