Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyborna jest ta kawa ze śmietanką — rzekł Genestas, jakby chcąc zmienić przedmiot rozmowy. — Cóż, Adziu, podoba ci się tutaj? Będziesz odwiedzać pannę Gabrynię?
Chłopiec nie odpowiedział. Zdawało się, że nie śmie spojrzéć na młodą gosposię. Benassis oka z niego nie spuszczał, jakby go chciał do głębi duszy przeniknąć.
— Ma się rozumiéć, że będzie — rzekł. — Ale teraz wracajmy do domu, muszę jeszcze pojechać gdzieś konno. Podczas mojéj nieobecności porozumiesz się komendancie z Jacentą.
— Pójdziesz pani z nami — zwrócił się Genestas do Gabryni.
— Chętnie — odparła. — Mam nawet oddać coś Jacencie.
Poszli więc wszyscy ku domowi lekarza. Gabrynia, którą towarzystwo rozweseliło, prowadziła ich ubocznemi ścieżkami najdzikszą stroną góry.
— Panie komendancie! — rzekła po pewném milczeniu — pan mi nic o sobie nie powiedziałeś, a ja-bym tak chciała jakie wydarzenie z wojny usłyszéć. Lubię, gdy pan mówisz o Napoleonie, ale to takie smutne. Gdyby pan był tak dobry...
— Tak, tak — zawołał Benassis — opowiedz nam co przez drogę. Ale coś zajmującego, jak naprzykład o téj belce przy Berezynie.
— Bardzo niewiele mam wspomnień — rzekł Genestas. — Są ludzie, którym się wszystko możliwe i niemożliwe wydarza; co do mnie, nigdy bohaterem żadnéj historyi nie byłem. Ale oto jedyny wypadek, jaki mi się przytrafił: W 1805 roku, będąc jeszcze podporucznikiem, znajdowałem się wraz z wielką armią w Austerlitz. Zanim wzięliśmy Ulm, trzeba nam było stoczyć kilka potyczek, gdzie kawalerya tęgo się popisywała. Byłem wtedy pod rozkazami Murata, który się w kaszy zjeść nie dawał. Po jednéj z pierwszych bitew kampanii, owładnęliśmy okolicą, obfitującą w piękne posiadłości. Wieczorem, regiment mój rozłożył się w parku tuż przy pałacu gdzie mieszkała ładna i młoda hrabina. Ma się rozumiéć, idę ulokować się u niéj i zarazem przeszkodzić wszelkiemu rabunkowi. Wchodzę do salonu właśnie w chwili, gdy jakiś nicpoń sierżant mierzył do niéj z karabina, żądając od niéj tego, czego ta kobieta dać mu nie mogła, bo był brzydki jak sam dyabeł. Ja, nie wiele myśląc, podnoszę pałaszem karabin, kula uderza w lustro, a mój sierżant dostawszy ode-mnie w téj-że chwili porządne cięcie rozciąga się na ziemi jak długi. Na krzyk hrabiny i wystrzał wbiega służba i daléj na mnie. — Stójcie! — rzekła ona po niemiecku do tych, którzy mnie chcieli mordować — ten oficer uratował mi życie. Odstąpili zatém a hrabina dała mi piękną chustkę od nosa, chustkę haftowaną, którą mam jeszcze, i powiedziała mi, że będę