Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odparła. — Ba! rzekłem — postaramy się o potrzebne papiery, ożenię się z tobą i uznam za swoje dziecko... Nie mogłem dokończyć. A! panie kochany! można zrobić wszystko za takie spojrzenie umierającéj, jakiém mi podziękowała Judyta. Poznałem, że kocham ją jeszcze, i od téj chwili przywiązałem się do jéj malca. Podczas gdy papiery były w drodze wraz z rodzicami Judyty, którzy się jakoś raptem odnaleźli, biedna kobieta dogorywała przy mnie. Na dwa dni przed śmiercią zdobyła się na tyle siły, że podniosła się z łoża, wystroiła, odprawiła wszystkie potrzebne ceremonie, podpisała wszystkie papiery, a gdy dziecko jéj miało już nazwisko i ojca, położyła się na śmierć spokojnie, ja ucałowałem jéj ręce i czoło; zamknąłem powieki i tak się moje wesele skończyło. Nazajutrz kupiłem kawałek gruntu, gdzie ją pogrzebano, a sierotkę oddałem na mamki podczas kampanii 1815 r. Odtąd opiekuję się tym smarkaczem, jakby był własnym moim synem; dziadek jego jest zrujnowany i jak opętaniec lata z Persyi do Rosyi wraz ze swoją famułą. Być może, iż zrobi jeszcze majątek, bo podobno znał się na handlu drogiemi kamieniami. Oddałem mego wychowańca do kolegium, ale w ostatnich czasach tak się tam męczył nad matematyką, by wejść do szkoły politechnicznéj, że biedak rozchorował mi się na dobre. Słabe ma bardzo piersi. Jak doktorzy paryzcy mówią, można-by go jeszcze uratować, gdyby go wysłać w góry i oddać pod rozumną, troskliwą opiekę lekarza, który-by się nim szczerze zajął. Pomyślałem więc o panu i przybyłem tu na rekonesans pańskiego usposobienia i trybu życia. Ale skoro wiem, jak rzeczy stoją, nie zdecydowałbym się narzucić panu tak ciężkiego zadania, pomimo że już jesteśmy przyjaciołmi na całe życie.
— Komendancie — rzekł Benassis po chwilowém milczeniu — przywieź mi dziecko Judyty. Bóg chce zapewne, abym jeszcze przez tę ostatnią próbę przeszedł; niech się więc dzieje Jego wola. Cierpienia moje ofiaruje Temu, którego syn śmierć krzyżową poniósł. Zresztą doświadczyłem bardzo słodkich wzruszeń podczas opowiadania pana; nie jest-że to pomyślną wróżbą?
Genestas uścisnął żywo obie ręce Benassisa, nie mogąc powstrzymać łez, które zwilżyły jego oczy i spadły na smagławe policzki.
— Czy zatrzymamy to w tajemnicy? — zapytał.
— Tak, komendancie. Ale, cóż to, nie pijesz wina?
— Nie mogę. Już i tak jestem jakby pijany.
— Kiedyż więc mi go przywieziesz?
— Choćby jutro. Jest on już od dwóch tygodni w Grenobli.
— Dobrze zatém. Jedź pan jutro rano do Grenobli i powracaj, oczekiwać cię będę u Gabryni i zjemy u niéj śniadanie we czworo.