Przejdź do zawartości

Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

boleść. — Cicho! on już umarł mówiąc: „Chwała, Francya i bitwa!“ Moje dzieci on musiał umrzéć, ale jego pamięć... nigdy!
Goguelat uczynił znak niedowierzania i szepnął najbliżéj siebie stojącym: Ten oficer jest jeszcze w służbie, a oni mają nakazane mówić ludowi, że cesarz umarł. Nie trzeba mu miéć za złe, bo widzicie, dla żołnierza obowiązek przedewszystkiém.
Wychodząc ze stodoły, Genestas usłyszał Gabrynię mówiącą:
— Patrzcie, ten pan jest przyjacielem cesarza i pana Benassisa.
Na te słowa wszyscy rzucili się do drzwi, by jeszcze komendanta zobaczyć, i przy świetle księżyca ujrzeli go idącego pod rękę z lekarzem.
— Palnąłem głupstwo — rzekł Genestas. — Wracajmy do domu. Te orły, te kampanie..... pomieszały mi w głowie. Nie wiedziałem sam, co się ze mną dzieje.
— No, i cóż pan mówisz o moim Goguelat? — zapytał Benassis.
— Powiem to, kochany panie, że z takiemi opowiadaniami Francya będzie zawsze miała czternaście armij respubliki i będzie mogła prowadzić kartaczową pogadankę z całą Europą. Takie moje zdanie!
W kilka minut potém byli już obaj w mieszkaniu Benassisa i zadumani siedzieli w salonie przy kominku, na którym gasnący ogień świecił, pobłyskiwał jeszcze blademi iskrami. Pomimo tylu już dowodów ufności, jakie lekarz Genestasowi okazał, ten ostatni wahał się przecież w zadaniu mu ostatniego pytania, które się mogło niedyskretném wydawać; ale rzuciwszy na niego kilka badawczych spojrzeń, został zachęcony uśmiechem pełnym uprzejmości, jawiącym się na ustach ludzi prawdziwie mężnych, a jakim Benassis zdawał się zgóry na jego życzenie przystawać. Rzekł mu więc:
— Panie kochany! życie twoje tak dalece różni się od życia ludzi zwyczajnych, że nie zdziwisz się pewno, gdy cię poproszę o wytłómaczenie mi powodów, jakie cię do niego skłoniły. Jeżeli ciekawość moja wydaje się panu niewłaściwą, przyznasz pan przynajmniéj, iż jest bardzo naturalną. Wiesz pan! miałem kolegów, którym nigdy „ty“ nie powiedziałem, pomimo, żeśmy kilka kampanij wspólnie odbyli, i takich, do których mówiłem: „Idź do kasyera, aby nam dał pieniędzy“, w trzy dni po zrobieniu z niemi znajomości i upiciu się razem, co się i najucziwszym ludziom w koleżeńskiéj bibce przytrafia. Otóż pan jesteś jednym z tych ludzi, których staję się przyjacielem, nie czekając ich przyzwolenia w tym względzie i nie wiedząc sam dlaczego.
— Kapitanie Bluteau!