Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pienia tego nic uleczyć nie może. Pan jesteś jego przyjacielem, może wiesz, co mu jest takiego? Któż mógł takiemu jak on człowiekowi, co jest obrazem Boga na ziemi, zmartwienia narobić? Znam tu takich, co myślą, że zboże im lepiéj rośnie, gdy on przez ich pola przejdzie.
— A panienka cóż myśli?
— Ja, proszę pana, gdy go zobaczę — tu zawahała się nieco — ja jestem już na cały dzień szczęśliwą... Schyliła głowę i ze szczególną szybkością szyć zaczęła.
— No i cóż! czy kapitan opowiedział ci co o Napoleonie? — zapytał wchodząc lekarz.
— Pan widział Napoleona — zawołała Gabrynia i wpatrzyła się w komendanta z niepohamowaną ciekawością.
— Ba! — odparł Genestas — więcéj jak tysiąc razy.
— Ach! jakbym pragnęła coś wojskowego usłyszéć.
— Jutro przyjdziemy tu może do ciebie na kawę i wtedy kapitan opowie ci coś wojskowego, moje dziecko — rzekł Benassis obejmując ją i całując w czoło. — Widzisz pan to moja córka — dodał zwracając się do Genestasa — gdy nie pocałuję jéj w czoło, czegoś mi brak przez cały dzień.
Gabrynia uścisnęła rękę Benassisa szepcząc: Pan taki dobry! i choć goście pożegnali się z nią, poszła za niemi, by patrzéć jak na koń wsiadać będą. Gdy Genestas był już na siodle, szepnęła do ucha Benassisowi: — Kto to jest ten pan?
— Ha! — odparł lekarz kładąc nogę w strzemiono — może mąż dla ciebie, kto wié!
Gabrynia stała nieruchomie patrząc za odjeżdżającemi, a ci gdy skręcili już na drogę po za ogrodem, ujrzeli ją jeszcze stojącą na stosie kamieni i skinieniem głowy przesyłającą im ostatnie pożegnanie.
— Coś nadzwyczajnego jest w téj dziewczynie — rzekł Genestas do Benassisa, gdy się już znacznie od domu oddalili.
— Nieprawdaż? — odpowiedział lekarz. — Ze sto razy powtarzałem sobie, że byłaby z niéj najmilsza w świecie żona, ale nie mógłbym kochać ją inaczéj jak siostrę lub córkę, serce moje już zamarło.
— Któż są jéj rodzice? czy żyją jeszcze? — zagadnął komendant.
— A! to cała historya — odparł Benassis. — Nie ma ona już ani ojca, ani matki, ani nikogo z krewnych. Gabrynia urodziła się w miasteczku. Ojciec jéj, wyrobnik z Saint-Laurent du Pont, nazywał się „Grabiec“ zapewne przez odmianę grabarza, bo od niepamiętnych czasów smutny obowiązek chowania umarłych dziedzicznym był w jego rodzinie. Wyrobnik ten ożenił się z miłości z pokojów-