Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Genestas rzucił lekarzowi porozumiewawcze spojrzenie, by zwrócić jego uwagę na nieruchomość Taboureau’a. Ani jeden muskuł nie drgnął w twarzy lichwiarza, podczas całéj téj przemowy; czoło pokryło się rumieńcem, oczy nie zmieniły spokojnego wyrazu.
— To tedy, proszę pana, miałbym mu dostarczyć jęczmień po cenie zimowéj? Mnie się zdaje, że nie powinienem tego robić.
— Słuchaj, Taboureau, oddaj mu jęczmień jak najprędzéj, albo nie licz już więcéj na szacunek ludzi. Wygrywając nawet uchodziłbyś za człowieka bez czci, bez wiary, bez uczciwości...
— Niech się pan mer nie żenuje, niech mnie nazwie łotrem, złodziejem, oszustem. W interesach to się mówi takie rzeczy, bez niczyjéj obrazy. W interesach, widzi pan, każdy za sobą trzyma.
— Czemuż więc narażasz się na zasługiwanie na podobne przezwiska?
— Ale, jeżeli mam prawo za sobą?
— Nie będziesz miał go w tym razie.
— Czy pan tego pewny, panie merze? ale to tak zupełnie pewny? bo to ważna sprawa.
— Ma się rozumiéć, że jestem pewny. Gdybym nie był przy obiedzie, pokazałbym ci kodeks. Jeżeli zaczniesz proces, przegrasz go i noga twoja więcéj już tego progu nie przestąpi; nie chcę przyjmować u siebie ludzi, którzy na mój szacunek nie zasługują. Czy słyszysz? przegrasz proces.
— Ej! nie! panie merze, nie przegram go — odparł Taboureau. — Widzi pan, to ten z Saint-Laurent winien mi jęczmień, to ja go od niego kupiłem, a on mi teraz dostawić nie chce. Chciałem być zupełnie pewnym, że wygram, zanim-bym się na koszta narażał.
Genestas i lekarz spojrzeli po sobie, ukrywając zdziwenie[1], jakie w nich ten dowcipnie obmyślony sposób dowiedzenia się rzetelnéj prawdy wywołał.
— No, mój Taboureau, twój kupiec jest nieuczciwym człowiekiem. Nie trzeba wdawać się w interesa z podobnemi ludźmi.
— A! proszę pana, znają się oni na nich.
— Do widzenia, Taboureau!
— Upadam do nóg pańskich i pana oficera.
— Jakże pan sądzisz — rzekł Benassis po wyjściu lichwiarza — czy ten człowiek nie stałby się wkrótce milionerem w Paryżu?
Po skończonym obiedzie lekarz i Genestas przeszli do salonu i tam przez resztę wieczora gawędzili o wojnie, polityce, w któréj to rozmowie Genestas objawiał się z najżywszą dla Anglików nienawiścią.

— Mogęż wiedziéć — zapytał lekarz — kogo mam zaszczyt w moim domu przyjmować?

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zdziwienie.