Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! ach! — zawołał hrabia, który otwarłszy drzwi swego pokoju, ukazał się w nich nagle prawie nagi, a tak wychudzony i suchy jak szkielet.
Ten głuchy okrzyk wywarł straszne wrażenie na hrabinie. Pozostała nieruchoma, osłupiała. Mąż jéj był tak blady i nędzny, iż podobnym był do człowieka powstającego z grobu.
— Napełniłaś mi życie zgryzotą, a teraz chcesz śmierć moję zakłócić, obłąkać rozum mego syna, uczynić z niego istotę zepsutą! — zawołał ochrypłym głosem.
Hrabina rzuciła się do nóg umierającego, którego ostatnie wzruszenia życia prawdziwie strasznym czyniły. Wylewała strumienie łez.
— Miłosierdzia! miłosierdzia! — wołała.
— A ty, czyś miała litość nade mną? — zapytał. — Pozwoliłem ci strwonić twój majątek, czy chcesz teraz i mój strwonić jeszcze, zrujnować mego syna?
— A więc masz słuszność, nie miéj dla mnie litości, bądź nieubłagany, ale dzieci... Skaż twoję wdowę na życie w klasztorze — będę posłuszną. Uczynię dla odkupienia win moich przeciw tobie, co zechcesz, co rozkażesz. Ale niech dzieci będą szczęśliwe. Ach! dzieci! dzieci!...
— Ja mam tylko jedno dziecko — odparł hrabia — wyciągając rękę do syna z ruchem pełnym rozpaczy.
— Przebacz, żałuję! ja żałuję! — wołała hrabina ściskając wilgotne nogi swego męża.
Łkania nie dozwoliły jéj mówić, tylko urywane, bezładne słowa wymykały się z jéj pałającéj piersi.
— Po tém, coś mówiła Ernestowi, śmiesz odzywać się jeszcze słowami żalu! — zawołał umierający.
I otrząsając nogi z jéj uścisku, przewrócił ją na ziemię.
— Przejmujesz mnie zimnym dreszczem — dodał po chwili z obojętnością, która miała coś przerażającego. — Byłaś złą córką, byłaś złą żoną, będziesz także złą matką.
Nieszczęśliwa kobieta zemdlała. Umierający powrócił do swego łóżka, położył się i w parę godzin późniéj stracił przytomność. Przyszli księża dać mu ostatnie namaszczenie. Skonał koło północy; ranna scena resztę jego sił wyczerpała.
Przybyłem o północy z ojcem Gobseckiem. Przy nieładzie właściwym podobnym chwilom, weszliśmy swobodnie aż do małego saloniku, poprzedzającego pokój umarłego. Tam zastaliśmy troje rozpłakanych dzieci i dwóch księży, którzy mieli noc przy ciele przepędzić. Ernest podszedł ku mnie i powiedział mi, że jego matka chciała pozostać sama przy zwłokach męża.