Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nasz los! a przytém jestem szczęśliwa, bo wiem, że Moina się bawi. Mogła przecież wywnętrzyć się przede mną; znałem niegdyś jéj męża; był-to lichy umysł; szczęściem dla niego, że miał ją za żonę, jéj to z pewnością zawdzięczał swoje parostwo i urząd na dworze Karola X.
W rozmowach światowych tyle jest błędów, traktuje się w nich tak lekko wielkie cierpienia, że historyograf obyczajów zmuszony jest rozsądnie ważyć zdania wypowiadane od niechcenia, przy tyla roztargnieniach. Zresztą nikt może nie ma prawa orzekać, kto ma słuszność, gdzie sprawa się toczy pomiędzy matką a dzieckiem. Pomiędzy dwoma sercami, związanemi w ten sposób, jeden jest tylko sędzia — Bóg! Bóg, który nieraz urządza trybunał w ognisku rodzin i używa wiekuiście dzieci na ukaranie matek, ojców na ukaranie synów, narodów na ukaranie królów, władców na ukaranie narodów, wszystkich przeciwko wszystkim, Bóg, który uczucia zastępuje uczuciami, jak młode liście zastępują stare, i działa w widokach niewzruszonego porządku, celu zrozumiałego jemu tylko. Zapewne każda rzecz idzie na jego łono albo raczéj na nie powraca.
Te religijne uczucia, tak naturalne w sercu starców, tkwiły rozpierzchłe w duszy pani d’Aiglemont, były one czasem jasne, czasem niewyraźne, to znów rozwijały się w całéj pełni jak kwiaty wodne w czasie burzy. Usiadła zmęczona, osłabła długiém rozmyślaniem, marzeniami, w których życie całe rozwija się przed oczyma tych, co przewidują śmierć rychłą.
Ta kobieta, zestarzała przed czasem, przedstawiałaby ciekawy obraz dla poety, któryby przypadkiem przechodził bulwarami. Siedziała pod wątłym cieniem akacyi, a cóż znaczy w południe cień akacyi? i na twarzy jéj bladéj i chłodnéj nawet wśród gorących promieni słońca można było wyczytać tysiące rzeczy. Twarz ta wyrazista miała więcéj powagi, niż go nadaje schyłek życia, więcéj głębi, niż to ma zwykle miejsce z powodu doświadczenia. Był-to jeden z tych typów, który wśród tysiąca innych bez charakteru zatrzymuje wzrok i myśléć każe, w ten sam sposób, jak wśród tysiąca obrazów galeryi jesteśmy silnie poruszeni cudną głową, na któréj Murillo odmalował boleść macierzyńską lub wyrazem twarzy Beatryczy Cenci, w którą Guido Reni wcielił największą niewinność wśród najokropniejszéj zbrodni, lub téż ponurą figurą Filipa II, gdzie Velasquez zaklął na wieki majestatyczną trwogę, jaką królewskość budzić powinna. Niektóre twarze ludzkie mają tę władzę, że przemawiają do nas, budują nas, odpowiadają najtajniejszym myślom lub tworzą nawet całe poematy. Zlodowaciała twarz pani d’Aiglemont miała przerażającą poezyą, podobną była do postaci rozsianych tysiącami w Bozkiéj Komedyi Dantego.