Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I nie nudzisz się? — zapytał generał oszołomiony egzaltowaną odpowiedzią córki.
— Czasami — odparła — kiedy jesteśmy na lądzie, bo i tam nigdy nie rozłączam się z mężem.
— Ale ty lubisz bale, zabawy, muzykę?
— Muzyką dla mnie jest głos jego, moje zabawy to stroje, jakie wymyślam dla niego. A kiedy się jemu podobam, to tak jakby ziemia cała się mną zachwycała. Jedynie dlatego nie rzucam w morze tych brylantów, tych naszyjników i dyademów kosztownych, tych kwiatów, tych arcydzieł sztuki, któremi mnie obsypuje, mówiąc: „Heleno, skoro nie możesz bywać w świecie, chcę, żeby świat cały przyszedł do ciebie“.
— Ale na tym statku są ludzie, ludzie śmieli, niepohamowani, których namiętności...
— Pojmuję cię, mój ojcze — odparła z uśmiechem — bądź spokojny. Nigdy cesarzowa nie była otoczona większą czcią, niż to ze mną ma miejsce. Ci ludzie są przesądni, wierzą, iż jestem opiekuńczym duchem tego statku, ich przedsięwzięć i powodzeń. Ale on jest ich bogiem. Raz, raz jeden tylko jeden z nich mi ubliżył... słowami tylko, dodała śmiejąc się. Zanim Wiktor mógł się o tém dowiedziéć, załoga sama rzuciła go w morze, pomimo żem mu przebaczyła. Kochają mnie oni jak swego dobrego anioła, doglądam ich w chorobie, i udało mi się ocalić kilku kobiecemi staraniami. Ci biedni ludzie są-to zarazem olbrzymy i dzieci.
— A w czasie bitwy?
— Przyzwyczaiłam się do nich — odparła — drżałam jedynie w czasie pierwszéj... Teraz dusza moja przyuczyła się do niebezpieczeństw a nawet... jestem twoją córką, lubię je...
— A gdyby on zginął?
— Zginęłabym i ja.
— A twoje dzieci?
— Są dziećmi oceanu i niebezpieczeństwa, podzielą losy rodziców. Nasza dola jest jednaka, żyjemy wszyscy jedném życiem, wszyscyśmy zapisani na jednéj karcie w księdze przeznaczeń, niesie nas jedna nawa, i wszyscy o tém wiemy.
— Więc kochasz go tak bardzo, iż przenosisz nad wszystko?
— Nad wszystko — wyrzekła. — Na co zagłębiać się w te tajemnice? Patrz ojcze, to dziecko, to jeszcze on.
I przytulając do siebie Abla silnym uściskiem, okrywała pożerczemi pocałunkami jego twarz, jego włosy.
— Ja przecież — zawołał generał — nie mogę zapomniéć, że kazał wrzucić w morze dziewięć osób.
— Musiała-to być konieczność, bo on jest ludzki i szlachetny.