Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwem ten stek samolubstwa. Więc przynajmniéj pozbawcie kobiety prawa dziedziczenia, przynajmniéj tym sposobem spełnicie prawo natury wybierając wasze towarzyszki, żeniąc się z niemi wedle wyboru serca.
— Pani, twoja mowa dowodzi jasno, że nie pojmujesz ani ducha rodziny ani ducha wiary, to téż pomiędzy samolubstwem społeczeństwa, którém czujesz się dotknięta, a samolubstwem stworzenia pragnącego rozkoszy, wahać się nie będziesz...
— Rodzina! alboż rodzina istnieje, ja przeczę rodzinie wśród społeczeństwa, które po śmierci ojca i matki dzieli majątek i każe każdemu z jéj członków iść w swoję stronę. Rodzina jest współką czasową i przypadkową, śmierć rozwiązuje ją szybko. Nasze prawa zniweczyły rody, dziedzictwo, wiekuistość przykładów i tradycyj. Widzę tylko gruzy wkoło siebie.
— Pani, powrócisz dopiéro wówczas do Boga, gdy jego ręka zaciąży nad tobą, pragnę, ażebyś wówczas miała czas się z nim pogodzić. Zamiast szukać pociechy w górze, spuszczasz oczy na ziemię, filozofowanie i własny interes zepsuły ci serce, jesteś głucha na głos religii, jak wszystkie dzieci tego wieku bez wiary. Rozkosze świata rodzą tylko boleści; a ty zmienisz rodzaj cierpienia, oto wszystko.
— Uczynię pana fałszywym prorokiem — wyrzekła uśmiechając się z goryczą — pozostanę wierną temu, który umarł dla mnie.
— Boleść — odparł — żywotną być może tylko w duszy, przygotowanéj do niéj przez wiarę.
Spuścił oczy, ażeby nie obrazić jéj wątpliwością widną w spojrzeniu. Energiczne skargi margrabiny napełniły go smutkiem. Spotykając egoizm ludzki pod tysiącznemi kształtami, zwątpił o nawróceniu tego serca, które ból wysuszył zamiast zmiękczyć, i gdzie ziarno boskiéj siejby nie mogło się przyjąć, bo głuszone było przez wielki i straszny głos samolubstwa. Jednakowoż nie zraził się i ze stałością apostoła powracał po kilkakroć z nadzieją pozyskania Bogu téj hardéj duszy. Stracił ją dopiéro w dniu, gdy się przekonał, że margrabina jedynie dlatego lubiła z nim rozmawiać, że miała sposobność wspominać tego, który już nie żył. Nie chciał poniżać swego powołania stając się tym sposobem powiernikiem namiętności i stopniowo powracał do formuł i komunałów towarzyskich.
Nadeszła wiosna. Margrabina wyszukiwała rozrywek w swoim głębokim smutku, z braku innego zajęcia zwróciła uwagę na majątek, w którym mieszkała, i nakazała niektóre ulepszenia. W miesiącu październiku porzuciła stary zamek Saint-Lange. Odzyskała tu świeżość i piękność w czasie odpoczynku spowodowanego cierpieniem zrazu gwałtowném, które jednak z koleją czasu słabło, aż roztopiło się w lekkiéj melancholii tak jak obręcz rzucona, wyczerpa-