Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miejsce, nie bawmy się w rozmowy. Cesarz nie lubi czekać, posłany jestem do niego przez marszałka.
Mówiąc to wziął poufale rękę Julii i szybko prowadził ku placocowi[1] Karuzelu. Julia ujrzała wówczas z podziwieniem olbrzymie tłumy cisnące się w małéj przestrzeni pomiędzy szaremi murami pałacu a słupami połączonemi przez łańcuchy, które otaczają wielkie piaskiem wysypane kwadraty w dziedzińcu Tuileries. Szpaler wojskowy strzegący wolnego przejścia dla cesarza i jego sztabu z wielką trudnością powstrzymywał ten tłum, który tłoczył się pełen szmeru jak wielkie rojowisko.
— Więc to będzie bardzo piękne — spytała Julia z uśmiechem.
— Strzeż-że się pani — zawołał oficer.
Pochwycił Julią, podniósł ją szybko silném ramieniem i postawił ją koło kolumny.
Bez téj nagłéj pomocy jego ciekawa kuzynka zostałaby potrąconą przez białego rumaka o aksamitném, złotem haftowaném siodle, którego trzymał za uzdę mameluk Napoleona prawie już pod arkadą o dziesięć kroków poza końmi, oczekującemi na znacznych oficerów, towarzyszów cesarza.
Młody oficer umieścił ojca i córkę koło pierwszego słupa naprawo przed tłumem i powierzył ich skinieniem głowy dwom grenadyerom, pomiędzy któremi się znajdowali.
Skoro oficer zwrócił się do pałacu, wyraz radości zastąpił na jego twarzy nagłą trwogę wzbudzoną ruchem cesarskiego konia. Julia tajemniczo ścisnęła go za rękę może na podziękowanie za tę lekką przysługę, a może téż chciała mu powiedziéć: zobaczę cię wreszcie. Pochyliła nawet lekko głowę i odpowiedziała tym sposobem na ukłon, jaki oficer rzucił jéj i ojcu, zanim zniknął w głębi arkady.
Starzec, który jakby naumyślnie zostawił swobodę dwojgu młodym, stał poważnie trochę w tyle za córką, ale patrzał na nią z pod oka, tylko nie chcąc zdradzić swojéj uwagi, zdawał się cały zatopiony w pysznym widoku, jaki przedstawiał plac Karuzelu.
Po chwili Julia spojrzała na ojca niespokojnie jak uczeń na nauczyciela, on odpowiedział jéj uśmiechem pełnym łagodnéj wesołości, ale bystry wzrok jego śledził oficera dopóki nie zniknął w zagłębieniu arkady, i nie uszedł przed nim żaden szczegół téj małéj sceny.
— Co za piękny widok — wyrzekła pocichu Julia, ściskając rękę ojca.

Ten sam wykrzyknik powtarzało tysiące widzów zgromadzonych na placu, a wszystkie twarze wyrażały najwyższy podziw zachwytu. Drugi tłumny zastęp równie ściśnięty jak ten, co otaczał starca i jego córkę, zajmował szczupłe brukowane miejsce znajdujące się koło kraty Karuzelu. Tłum ten uwydatniał wyraziście, z powodu jasnych

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – placowi.