Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Eugieniusz doznał już kilka razy uczucia zazdrości, nie mógł więc zganić słów Delfiny, w których był zarodek najgłębszéj niewdzięczności.
— Kiedyż mieszkanie będzie gotowe? — zapytał Eugieniusz, rozglądając się po pokoju. — Jak widzę, dziś trzeba będzie się rozstać.
— Tak, ale jutro będziesz pan u mnie na obiedzie — rzekła Delfina z minką figlarną. — Jutro mamy operę włoską.
— To i ja pójdę na parter — powiedział ojciec Goriot.
Była północ. Powóz pani de Nucingen czekał u bramy. Ojciec Goriot i student skierowali się ku domowi Vauquer, rozmawiając o Delfinie ze wzrastającém uniesieniem, które wywołało ciekawą walkę między temi dwiema gwałtownemi namiętnościami. Eugieniusz nie mógł ukryć przed sobą, że miłość ojca, któréj nie splamił żaden wzgląd osobisty, zaćmiewała jego uczucie swoją wytrwałością i potęgą. W oczach ojca, przedmiot miłości był zawsze piękny i nieskalany, a miłość sama potęgowała się przeszłością i przyszłością całą.
Gdy przyszli do domu, stara gospodyni siedziała pod piecem w towarzystwie Sylwii i Krzysztofa. Wyglądała nieboga jak Maryusz na ruinach Kartaginy, a gruba Sylwia podzielała jéj żałość, oczekując powrotu dwóch wiernych mieszkańców, którzy pozostali im z całego grona. Niczém są rzewne skargi, które lord Byron włożył w usta Tassa, wobec głębokiéj prawdy, jaką tchnęły w téj chwili żale pani Vauquer.
— Sylwio, wszak jutro tylko trzy filiżanki kawy nalać trzeba będzie. Ach, serce mi pęknie, dom mój opustoszał! Czémże będzie życie moje, gdy w domu mieszkańców zabraknie? Niczém. Dom mój wyprzątnięty teraz z ludzi. Życie całe jest w meblach. Cóżem zawiniła niebu, że zesłało na mnie nieszczęść tyle? Zapas fasoli i kartofli zrobiony na osób dwadzieścia. Policya była w mym domu! Chyba samemi kartoflami żyć będziemy! Wypadnie chyba odprawić Krzysztofa.
Sabaudczyk spał sobie spokojnie, lecz przy ostatnich wyrazach obudził się nagle i zapytał:
— Co, proszę pani?
— Biedny chłopak! wierny był jak pies — rzekła Sylwia.
— Teraz czas niewłaściwy, nikt mieszkań nie zmienia. Zkądże mi spadną lokatorowie? Ja głowę stracę. A jeszcze ta sybilla Michonneau porywa mi Poiret’a! Jak to ona zrobiła, że ten człowiek jak piesek za nią chodzi?
— A! do licha! —- rzekła Sylwia wstrząsając głową — już to stare panny znają się na takich sztukach.