Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wierzy się temu, co tam mówią, a nie mówi się tego, co tam robią. Eugieniusz trzymał w swéj dłoni rękę baronowéj, a uścisk mniéj lub więcéj żywy starczył im za rozmowę, w któréj wypowiadali wrażenia wywołane muzyką. Był-to dla nich wieczór uroczy. Wyszli razem i pani de Nucingen postanowiła odwieźć Eugieniusza swoim powem aż do Pont-Neuf. Przez całą drogę Rastignac błagał napróżno o jeden z tych pocałunków, których nie skąpiła mu wcale w Palais-Royal i wyrzucał jéj taką niekonsekwentność.
— Pierwéj — odparła baronowa — był-to objaw wdzięczności za poświęcenie się niespodziewane, a teraz byłaby-to już obietnica.
— A pani nie chcesz mi żadnéj obietnicy uczynić, niewdzięczna? — zawołał Rastignac nadąsany.
Baronowa podała mu wreszcie rękę do pocałowania, ale uczyniła przedtém ruch niecierpliwy, który tak bardzo podoba się zakochanym, a on przyjął dłoń podaną z dąsem, który znowu ją zachwycił.
— Do zobaczenia w poniedziałek na balu — powiedziała Delfina.
Noc była jasna, księżycowa. Wracając piechotą do domu, Eugieniusz zagłębił się w poważne rozmyślania. Był zarazem szczęśliwy i niezadowolniony: uszczęśliwiała go dzisiejsza przygoda, w skutek któréj miał się prawdopodobnie zbliżyć do przedmiotu swych pragnień, do jednéj z najpiękniejszych i najbardziéj wykwintnych kobiet w Paryżu; smucił się zaś tém, że cały plan, jaki sobie na przyszłość ułożył, musiał uledz zmianie. Teraz dopiéro pojął te myśli niejasne, które niedawno snuły mu się po głowie. Niepowodzenie daje nam zazwyczaj poznać siłę naszych pragnień. Im bardziéj Eugieniusz poznawał życie paryzkie, tém mniéj życzył sobie zostać biednym i nieznanym. Gniótł bilet tysiąc-frankowy, który miał w kieszeni i próbował przekonać siebie wykrętném rozumowaniem, że pieniądze te są jego własnością. Tak przybył na ulicę Neuve-Sainte-Geneviève. Wchodząc na schody, zobaczył światło w mieszkaniu Goriot’a. Stary zostawił drzwi przymknięte i zapalił świecę z obawy, żeby student nie zapomniał przyjść opowiedziéć mu jego córkę, tak się bowiem wyrażał. Eugieniusz nic przed nim nie ukrywał.
— Ależ — zawołał Goriot uniesiony rozpaczą i zazdrością — im się zdaje, że-m ja zrujnowany, a ja mam jeszcze tysiąc trzysta liwrów dochodu. Mój Boże! biedna mała, czemuż nie przyszła do mnie? byłbym sprzedał dochody, byłbym kapitał naruszył, a pozostała suma wystarczyłaby mi na dożywocie. Dlaczegóż, dobry sąsiedzie, nie przyszedłeś powiedziéć mi o swym kłopocie? Jak miałeś serce stawić na kartę owe nędzne sto franków? na myśl o tém serce mi pęka. Oto jacy bywają zięciowie! O! zdusiłbym ich,