Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie balów za czasów Cesarstwa, na których wojskowi nabierali sił, ażeby być w przygotowaniu na wszelkie potyczki, które musieli staczać w kraju i za jego obrębem.
Eugieniusz zaczynał już nabierać téj pewności siebie, która miała być w późniejszym czasie jedną z cech jego charakteru, i to powstrzymało go od okazania głupowatego zachwytu. Po raz pierwszy oglądał tu srebra rzeźbione i tysiączne wymysły zbytkowego stołu, pierwszy raz w życiu widział służbę krzątającą się bez najmniejszego hałasu, a żywa wyobraźnia przedstawiała mu całą wyższość tego życia wykwintnego wobec niedostatku, na który chciał się skazać rano. Przeniósł się myślą na chwilę do swéj gospody mieszczańskiéj i uczuł tak silny wstręt, że przysiągł sobie opuścić ją w styczniu i przeprowadzić się do schludniejszego mieszkania, a zarazem uwolnić się od Vautrin’a, którego dłoń szeroką czuł na swém ramieniu.
Wziąwszy na uwagę zepsucie ukryte i jawne, które ukazuje się w Paryżu pod tysiącznemi postaciami, rozsądny człowiek zadaje sobie pytanie, jak rząd mógł zgromadzić tu młodzież zakładając szkoły; jakim cudem piękne kobiety mogą tu być szanowane i jakim sposobem złoto wystawione u wekslarzy nie znika czarodziejskim sposobem z ich szkatułek? Lecz, z drugiéj strony, kto się zastanowi nad tém, że w Paryżu młodzież popełnia tak niewiele zbrodni, że nawet nie jest zbyt pochopną do występku, ten musi skłonić głowę z szacunkiem przed wytrwałemi Tantalami, którzy walczą z sobą niezmordowanie i najczęściéj zwycięztwo odnoszą! Chcąc pokazać najdramatyczniejszą stronę dzisiejszéj naszéj cywilizacyi, trzebaby odmalować dobrze walkę, jaką biedny student musi staczać z Paryżem.
Pani de Beauséant spoglądała ciągle na Eugieniusza, spodziewając się, że powié, po co dziś przyszedł do niéj, lecz młody człowiek nie chciał dotykać tego przedmiotu w obecności wice-hrabiego.
— Czy jedziemy dziś razem na operę? — zapytała wice-hrabina zwracając się do męża.
— Nie możesz wątpić, że całém sercem chciałbym ci być posłusznym — odrzekł wice-hrabia z udaną zalotnością, którą student wziął za dobrą monetę, — ale dziś muszę być koniecznie w Teatrze Rozmaitości, bo potrzebuję się widziéć z pewną osobą.
— Z kochanką — pomyślała wice-hrabina.
— Alboż d’Adjuda dziś nie będzie? — zapytał małżonek.
— Nie — odparła żona z niechęcią.
— Ha! jeżeli ci koniecznie potrzeba towarzysza, to wesprzyj się na ramieniu pana de Rastignac.
Wice-hrabina spojrzała na Eugieniusza z uśmiechem.