Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Viniciusz zrozumiał, że próżno byłoby nalegać. Błysnęła mu jednak nadzieja, że żołnierze, którzy widywali go poprzednio, puszczą go może i bez znaku, więc za nadejściem nocy, przebrawszy się jak zwykle w zgrzebną tunikę i obwiązawszy szmatą głowę, udał się do bram więzienia.
Lecz dnia tego, sprawdzano znaki z większą jeszcze ścisłością, niż zwykle, a co większa, setnik Scaevinus, srogi i oddany duszą i ciałem Cezarowi żołnierz, poznał Viniciusza.
Lecz widocznie w jego okutej w żelazo piersi tliły się jakieś iskry litości dla ludzkiej niedoli, albowiem, zamiast uderzyć włócznią w tarczę na znak alarmu, odwiódł Viniciusza na bok i rzekł mu:
— Panie, wracaj do siebie. Poznałem cię, ale będę milczał, nie chcąc cię gubić. Puścić cię nie mogę, ale wracaj i niech bogowie ześlą ci ukojenie.
— Puścić mnie nie możesz — rzekł Viniciusz — ale pozwól mi tu zostać i widzieć tych, których będą wyprowadzali.
— Mój rozkaz nie sprzeciwia się temu — odpowiedział Scaevinus.
Viniciusz stanął przed bramą i czekał póki nie poczną wyprowadzać skazańców. Wreszcie około północy rozwarły się szeroko bramy więzienia i ukazały się całe szeregi więźniów: mężczyzn, kobiet i dzieci, otoczone przez zbrojne oddziały pretorianów. Noc była jasna bardzo — i pełnia, tak, że można było odróżnić nietylko postaci, ale nawet