Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Viniciusz — bo ty mówisz o Sycylii, a ona jest chora i może umrzeć...
— Umieścimy ją tymczasem bliżej. Ją uleczy samo powietrze, byleśmy ją wyrwali z więzienia. Zali nie masz gdzie w górach jakiego dzierżawcy, któremu mógłbyś zaufać.
— Tak jest! Mam! tak! — odpowiedział śpiesznie Viniciusz. — Jest koło Corioli w górach człowiek pewny, który mnie na ręku nosił, gdym był jeszcze dzieckiem i który miłuje mnie dotychczas.
Petroniusz podał mu tabliczki.
— Napisz do niego, by tu przybył jutro. Gońca wyślę natychmiast.
To rzekłszy, zawołał przełożonego atrium i wydał mu odpowiednie rozkazy. W kilka chwil później konny niewolnik ruszył na noc do Corioli...
— Chciałbym — rzekł Viniciusz — by Ursus towarzyszył jej w drodze... Byłbym spokojniejszy...
— Panie — rzekł Nazaryusz — człowiek to nadludzkiej siły, który wyłamie kratę i pójdzie za nią. Jest jedno okno nad stromą, wysoką ścianą, pod którem straż nie stoi. Przyniosę Ursusowi sznur, a reszty on sam dokona.
— Na Herkulesa — rzekł Petroniusz — niech się wyrywa jak mu się podoba, ale nie razem z nią i nie w dwa lub trzy dni po niej, bo poszliby za nim i odkryli jej schronienie. Na Herkulesa! czy chcecie zgubić siebie i ją. Zakazuję wam wspominać mu o Corioli, albo umywam ręce.