Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego, że, jeśli jej nie uwolnisz, zanim nie wpadną na myśl, iż będziesz próbował, to zginiecie oboje.
— Tak jest! rozumiem! — odrzekł głucho Viniciusz.
Ulice z powodu późnej godziny były puste, jednak dalszą rozmowę przerwał im idący z przeciwka spity gladyator, który zatoczył się na Petroniusza, tak iż wsparł się dłonią na jego ramieniu, oblewając mu twarz przesiąkniętym winem oddechem i wrzeszcząc ochrypłym głosem:
— Chrześcijanie dla lwów!
— Mirmilonie — ozwał się spokojnie Petroniusz — posłuchaj dobrej rady i ruszaj w swoją drogę.
Wtem pijany schwycił go i drugą ręką za ramię:
— Krzycz wraz ze mną, inaczej skręcę ci kark: chrześcijanie dla lwów!
Lecz nerwy Petroniusza miały już dosyć tych wrzasków. Od chwili wyjścia z Palatynu dusiły go one, jak zmora i rozdzierały mu uszy, więc, gdy ujrzał przytem wzniesioną nad sobą pięść olbrzyma, wyczerpała się miara jego cierpliwości.
— Przyjacielu — rzekł — cuchniesz winem i zawadzasz mi.
I tak mówiąc, wbił mu w pierś aż po rękojeść krótki mieczyk, w który uzbroił się, wychodząc z domu, poczem, wziąwszy pod rękę Viniciusza, mówił dalej, jak gdyby nic nie zaszło:
— Cezar rzekł mi dziś: „Powiedz ode mnie Viniciuszowi, żeby był na igrzyskach, na których wy-