Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sła, głowę na ramieniu i począł mówić z twarzą pełną uśmiechów i z jaśniejącym wzrokiem:
— Czy pamiętasz, jak byliśmy razem u Aulusa Plauciusza i tam po raz pierwszy widziałeś boską dziewczynę, którąś sam nazwał jutrzenką i wiosną? Pamiętasz tę Psyche, tę nieporównaną, tę najpiękniejszą z dziewic i z waszych bogiń?
Petroniusz patrzył na niego z takiem zdziwieniem, jakby chciał sprawdzić, czy głowa jego jest w porządku.
— Po jakiemu ty mówisz? — rzekł wreszcie. — Oczywiście, że pamiętam Lygię.
A Viniciusz rzekł:
— Jestem jej narzeczonym.
— Co?..
Lecz Viniciusz zerwał się i zawołał dyspensatora.
— Niech niewolnicy staną tu przede mną co do jednej duszy! żywo!
— Jesteś jej narzeczonym? — powtórzył Petroniusz.
Lecz nim ochłonął ze zdziwienia, ogromne atrium Viniciuszowego domu zaroiło się od ludzi. Biegli zadyszani starcy, mężczyźni w sile wieku, kobiety, chłopięta i dziewczyny. Z każdą chwilą atrium napełniało się co raz szczelniej; na korytarzach, zwanych fauces, słychać było głosy nawołujące się w rozmaitych językach. Wreszcie ustawili się wszyscy murem pod ścianami i wśród kolumn, Viniciusz zaś,