Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wasze śmiertelne oczy nic nie widziały, bo bóstwo czyni się niewidzialnem, dla kogo zechce. Wiedzcie, że gdym był w świątyni Westy, ona sama stanęła koło mnie i rzekła mi w samo ucho: „Odłóż wyjazd“. Stało się to tak niespodziewanie, żem się przeraził, choć za taką widoczną opiekę bogów nade mną powinienbym im być wdzięczny.
— Wszyscyśmy się przerazili — rzekł Tigellinus — a westalka Rubria zemdlała.
— Rubria! — rzekł Nero — jaką ona ma śnieżną szyję.
— Lecz się rumieni na twój widok, boski Cezarze...
— Tak! Zauważyłem to i ja. To dziwne! Westalka! Jest coś boskiego w każdej westalce, a Rubria jest bardzo piękna.
Tu zamyślił się przez chwilę, poczem zapytał:
— Powiedzcie mi, dlaczego Westy ludzie się więcej boją, niż innych bogów? Co w tem jest? Ot mnie samego lęk ogarnął, chociaż jestem najwyższym kapłanem. Pamiętam tylko, że padłem na wznak i byłbym runął na ziemię, gdyby mnie ktoś nie podtrzymał. Kto mnie podtrzymał?
— Ja — odrzekł Viniciusz.
— Ach, ty „srogi Aresie?“ Czemu nie byłeś w Benewencie? Mówiono mi, żeś chory, i istotnie twarz masz zmienioną. Ale! słyszałem, że Kroto chciał cię zamordować? Czy to prawda?