Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi dawne męstwo, dawną energię i że może niezdatny już jestem nietylko do rady, sądu, uczt, ale nawet i do wojny. To są niechybnie czary! I tak dalece mnie zmieniono, że powiem ci i to, co mi przychodziło do głowy jeszcze wówczas, gdym leżał chory: że gdyby Lygia była podobną do Nigidyi, do Poppei, do Kryspinilli i do innych naszych rozwódek, gdyby była równie plugawą, równie niemiłosierną i równie łatwą, jak one, tobym jej nie kochał tak, jak kocham. Ale, gdy kocham ją za to, co nas dzieli, domyślisz się, jaki chaos rodzi się w mej duszy, w jakich żyję ciemnościach, jak nie widzę przed sobą dróg pewnych i jak dalece nie wiem, co mam począć. Jeśli życie może być porównanem do źródła, w mojem źródle, zamiast wody, płynie niepokój. Żyję nadzieją, że ją może ujrzę, i czasem zdaje mi się, że to musi nastąpić... Ale co będzie ze mną za rok lub dwa, nie wiem i nie mogę odgadnąć. Z Rzymu nie wyjadę. Nie mógłbym znieść towarzystwa augustyanów, a przytem jedyną ulgą w moim smutku i niepokoju jest mi myśl, że jestem blizko Lygii, ze przez Glauka lekarza, który obiecał mnie odwiedzić, albo przez Pawła z Tarsu może się czasem czegoś o niej dowiem. Nie! nie opuściłbym Rzymu, choćbyście mi ofiarowali zarząd Egiptu. Wiedz także, że kazałem rzeźbiarzowi obrobić kamień grobowy dla Gula, którego zabiłem w gniewie. Zapóźno przyszło mi na myśl, że on jednak na ręku mnie nosił i pierwszy