Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 047.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie łódź uderzyła łagodnie piersią o piasek. Wówczas Lygia wzięła go za rękę i rzekła: „Pójdź, zaprowadzę cię!“ I wiodła go w światłość.

..................

Viniciusz rozbudził się znowu, lecz marzenia jego rozpraszały się zwolna i nieodrazu odzyskał poczucie rzeczywistości. Przez czas jakiś zdawało mu się jeszcze, że jest nad jeziorem i że otaczają go tłumy, wśród których, sam nie wiedząc dlaczego, począł szukać Petroniusza i zdziwił się, że go nie może odnaleźć. Żywe światło od komina, przy którym nie było już nikogo, otrzeźwiło go jednak zupełnie. Pieńki oliwne żarzyły się leniwie pod różowym popiołem, lecz za to szczapy pinii, których widocznie świeżo dorzucono na żarzewie, strzelały jasnym płomieniem i w blasku tym Viniciusz ujrzał Lygię, siedzącą nieopodal od jego łóżka.
Widok jej wzruszył go do głębi duszy. Pamiętał, że zeszłą noc spędziła w Ostrianum a cały dzień krzątała się przy opatrunku, teraz zaś, gdy wszyscy udali się na spoczynek, ona jedna czuwała u jego łoża. Łatwo było zgadnąć, że musi być jednak zmęczona, albowiem, siedząc nieruchomie, oczy miała zamknięte. Viniciusz nie wiedział, czy śpi, czy pogrążona jest w myślach. Patrzył na jej profil, na spuszczone rzęsy, na ręce złożone na kolanach i w pogańskiej głowie jego poczęło się z trudem wykłuwać pojęcie, że obok nagiej, pewnej siebie i dumnej ze swych kształtów piękności greckiej