Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 273.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chilo, który zawsze niechętnie rozstawał się z pieniędzmi, skrzywił się, jednakże uczynił zadość rozkazowi i wyszedł. Z Karyn do Cyrku, przy którym leżał sklepik Euriciusza, nie była zbyt daleko, dlatego też wrócił znacznie jeszcze przed wieczorem.
— Oto są znaki, panie. Bez nich nie puszczonoby nas. Rozpytałem się też dobrze o drogę, a zarazem powiedziałem Euriciuszowi, że potrzebuję znaków tylko dla moich przyjaciół, sam zaś nie pójdę, bo to dla mnie starego zadaleko i wreszcie, że jutro zobaczę Wielkiego Apostoła, który mi powtórzy najpiękniejsze ustępy ze swego przemówienia.
— Jakto: nie będziesz? Musisz iść! — rzekł Viniciusz.
— Wiem, że muszę, ale pójdę dobrze zakapturzony, i wam radzę toż samo uczynić, inaczej możemy spłoszyć ptaki.
Jakoż niebawem poczęli się zbierać, albowiem mrok czynił się na świecie. Wzięli gallijskie płaszcze z kapturami, wzięli latarki; Viniciusz uzbroił nadto siebie i towarzyszów w krótkie zakrzywione noże, Chilo zaś wdział perukę, w którą się po drodze od Euriciusza zaopatrzył i wyszli, śpiesząc się, by do odległej bramy Nomentańskiej dojść przed jej zamknięciem.