Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Viniciusz zatrzymał się na chwilę i spojrzał tak na Petroniusza, jakgdyby go przedtem nie widział, poczem znów począł chodzić. Widocznem było, że hamuje w sobie wybuch. Wreszcie w oczach, z poczucia własnej bezsilności, z żalu, gniewu i niepokonanej tęsknoty, zebrały mu się dwie łzy, które przemówiły silniej do Petroniusza, niż najwymowniejsze słowa.
Więc zamyśliwszy się przez chwilę rzekł:
— Świat dźwiga na barkach nie Atlas, ale kobieta, i czasem igra nim, jak piłką.
— Tak! — rzekł Viniciusz.
I poczęli się żegnać. Lecz w tej chwili niewolnik dał znać, że Chilon Chilonides czeka w przedsionku i prosi, aby mógł być dopuszczony przed oblicze pana.
Winicjusz kazał wpuścić go natychmiast, Petroniusz zaś rzekł:
— Ha! nie mówiłem ci! Na Herkulesa! zachowaj tylko spokój; inaczej on tobą owładnie, nie ty nim.
— Pozdrowienie i cześć szlachetnemu wojskowemu trybunowi i tobie, panie! — mówił, wchodząc, Chilon. — Niech szczęście wasze równe będzie waszej sławie, a sława niech obiegnie świat cały, od słupów Herkulesa aż po granice Arsacidów.
— Witaj, prawodawco cnoty i mądrości — odpowiedział Petroniusz.
Lecz Viniciusz spytał z udanym spokojem: