Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niejszej konwulsyi, wyprężył się i pozostał nieruchomy.
Wówczas zabrali go i wróciwszy, zatrzymali się znów przed bramą. Trzeba było jednak oznajmić panu, co się stało.
— Gulo niech oznajmi — poczęło szeptać kilka głosów — krew mu płynie, jak i nam, z twarzy i pan go kocha. Gulowi bezpieczniej od innych.
A Germanin Gulo, stary niewolnik, który niegdyś wyniańczył Viniciusza, a odziedziczony był przez niego po matce, siostrze Petroniusza, rzekł:
— Ja oznajmię, ale pójdźmy wszyscy. Niech na mnie jednego nie spada jego gniew.
Viniciusz zaś począł się już niecierpliwić zupełnie. Petroniusz i Chryzotemis wyśmiewali go, lecz on chodził szybkim krokiem po atrium, powtarzając:
— Już powinni być!... Już powinni być!...
I chciał iść, a tamci oboje go wstrzymywali.
Lecz nagle w przedsionku dały się słyszeć kroki i do atrium wpadli hurmem niewolnicy, a stanąwszy szybko pod ścianą, podnieśli ręce w górę i poczęli powtarzać jękliwemi głosami:
— Aaaa!... aa!
Viniciusz skoczył ku nim:
— Gdzie Lygia? — zawołał strasznym, zmienionym głosem:
— Aaaa!!!...
Wtem Gulo wysunął się naprzód ze swoją pokrwawioną twarzą, wołając z pośpiechem i żałośnie: