Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dochodziły ich coraz niewyraźniej. Lygii wydało się, że wyrwano ją z piekła i wyniesiono na jasny świat Boży. Było jednak coś poza tem ohydnem tryklinium. Było niebo, zorze, światło i cisza. Dziewczynę chwycił nagły płacz i tuląc się do ramienia olbrzyma, poczęła powtarzać ze łkaniem:
— Do domu, Ursusie! do domu, do Aulusów!...
— Pójdziemy! — odrzekł Ursus.
Tymczasem jednak znaleźli się w małem atrium, przynależnem do mieszkania Akte. Tam Ursus posadził Lygię na marmurowej ławce, opodal fontanny, Akte zaś poczęła ją uspokajać i zachęcać do spoczynku, upewniając, że chwilowo nic jej nie grozi, gdyż pijani biesiadnicy będą po uczcie spali do wieczora. Lecz Lygia przez długi czas nie chciała się uspokoić i przycisnąwszy rękoma skronie, powtarzała tylko, jak dziecko:
— Do domu, do Aulusów!...
Ursus był gotów. Przy bramach stoją wprawdzie pretoryanie, ale on i tak przejdzie. Żołnierze nie zatrzymują wychodzących. Przed łukiem mrowi się od lektyk. Ludzie poczną wychodzić całemi kupami. Nikt ich nie zatrzyma. Wyjdą razem z tłumem, i pójdą prosto do domu. Zresztą, co mu tam! Jak królewna każe, tak musi być. Po to on tu jest.
A Lygia powtarzała:
— Tak, Ursusie, wyjdziemy.
Lecz Akte musiała mieć rozum za oboje. Wyjdą! tak! Nikt ich nie zatrzyma. Ale z domu Cezara ucie-