Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

urodą Pytagorasa, i z zachwytu całować go po rękach. Tak piękne ręce widział tylko niegdyś... u kogoś?...
I przyłożywszy dłoń do mokrego czoła, począł sobie przypominać. Po chwili, na twarzy jego odbił się strach:
— Aha! u matki! u Agrypiny!
I nagle opanowały go posępne widzenia.
— Mówią — rzekł — że ona nocami chodzi przy księżycu po morzu koło Bajów i Bauli... Nic, tylko chodzi, chodzi, jakby czego szukała. A jak zbliży się do łódki, to popatrzy i odejdzie, ale rybak, na którego spojrzała, umiera.
— Niezły temat — rzekł Petroniusz.
Vestinus zaś, wyciągnąwszy szyję, jak żóraw, szeptał tajemniczo:
— Nie wierzę w bogów, ale wierzę w duchy — oj!
Lecz Nero nie uważał na ich słowa i mówił dalej:
— Przecie odbyłem lemuralia. Nie chcę jej widzieć! To już piąty rok. Musiałem, musiałem ją skazać, bo nasłała na mnie mordercę i gdybym jej nie był uprzedził, nie słyszelibyście dziś mego śpiewu.
— Dzięki, Cezarze, w imieniu miasta i świata — zawołał Domiciusz Afer.
— Wina! i niech uderzą w tympany.
Hałas wszczął się na nowo. Lukan cały w bluszczach, chcąc go przekrzyczeć, wstał i począł wołać: