Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrócił i rzekł tak: śnił mi się młodzian, jasny jak słońce, który rzekł mi jeden tylko wyraz: „czarnego“. Prokonsul, usłyszawszy to, zbladł — i, zwracając się do swych gości, równych mu niedowiarków, powiedział: „Czy wiecie, co było w liście?“
Tu Vestinus przerwał i, podniósłszy czaszę z winem, począł pić.
— Co było w liście? — spytał Senecio.
— W liście było pytanie: „Jakiego byka mam ofiarować: białego, czy czarnego?“
Lecz zajęcie, wzbudzone opowiadaniem przerwał Viteliusz, który, przyszedłszy już podpity na ucztę, wybuchnął nagle bez żadnego powodu bezmyślnym śmiechem.
— Z czego ta beczka łoju śmieje się? — spytał Nero.
— Śmiech odróżnia ludzi od zwierząt — rzekł Petroniusz — a on nie ma innego dowodu, że nie jest wieprzem.
Viteliusz zaś urwał wpół śmiechu i cmokając świecącemi od sosów i tłuszczów wargami, począł spoglądać na obecnych z takiem zdumieniem, jakby ich nigdy przedtem nie widział.
Następnie podniósł swą podobną do poduszki dłoń i rzekł ochrypłym głosem:
— Spadł mi z palca rycerski pierścień po ojcu.
— Który był szewcem — dodał Nero.
Lecz Viteliusz wybuchnął znowu niespodzianym