Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 246.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowicz — ciążył na nich. Szwarc nie mógł inaczej postąpić. Prawda, hrabio?
— Postąpił, jak mu się podobało, ale co pana skłoniło do zawiadamiania mnie o tem?
— Bagatelka! Jeszcze jedno pytanie: czy Lula, odrzucając pańską rękę, nie postąpiła szlachetnie?
— Odpowiedź sobie zostawiam.
— Zostaw ją, kochany panie! Mnie wszystko jedno, mnie Lula nie obchodzi; wiem tylko, że, gdy Szwarc się usunie, przyszłość jej nie będzie do zazdrości; a pan jesteś jej kuzynem... Szkoda...
Pełski zamyślił się.
— Szkoda? ha, co za szkoda?
— Że pańskie oświadczyny nie przypadły nieco później.
Pełski szerokiemi krokami chodził po pokoju.
— Teraz, nigdy! — szepnął do siebie.
Augustynowicz usłyszał ów monolog.
— Za późno, za późno! kochany panie... Ale, ale, jeszcze maleńka prośba: Nie mów nikomu, żem tu był; szczególniej nie mów u pani Wizbergowej