Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 238.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za jaki miesiąc — prawiła Malinka — ubierzemy Lulę w białą sukienkę, opłaczemy Lulę panienkę, a będziemy się cieszyli z Lulą mężatką. O, wy będziecie szczęśliwi! Musi on być dobry, kiedy go tak wszyscy szanują.
— Wszyscy go tak szanują? — powtórzyła Lula, której jednocześnie chciało się śmiać i płakać.
— A tak. Moja mama to się nawet go boi... i ja troszeczkę; ale go poważam za jego charakter.
Lula podłożyła obie ręce pod głowę i ciągle wsparta na kolanach Malinki, patrzała jasnemi od łez oczyma w jej twarz.
A tymczasem ściemniło się do reszty, księżyc zeszedł, psy się uśpiły, — słychać było tylko szepty dwuch rozmarzonych pogadanką panienek.
Nagle przerwał ją dzwonek w przedpokoju.
— Może to on! — zawołała Lula.
Ale to nie był „on”, bo w przedpokoju dał się słyszeć głos Augustynowicza.
— Panie są w domu?