Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 231.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie przeraziła się jego widokiem. Wydawał się jej tak blady, tak przygnębiony, jakby po ciężkiej chorobie. „Więc on był chory!” — myślała, wróciwszy do domu. Teraz zrozumiała, dlaczego Augustynowicz nie chciał wytłumaczyć jego nieobecności: „Szwarc mu nie kazał, by nie przerażać Luli”.
Szwarc nagle wyrósł w mniemaniu Malinki do wysokości ideału.
Wieczorem, jak zwykle, zjawił się Augustynowicz. W salonie tym razem była pani Wizbergowa i hrabianka.
— Panie Adamie! — zawołała Malinka — wiem już, dlaczego pan Józef nie był u nas tak dawno.
Oczy Luli błysnęły; w tej chwili zapanowała nad sobą, ręce jej jednak drżały nieznacznie.
— Ależ on biedak musiał być bardzo chory? taki blady, jak z grobu! Dlaczego pan nie powiedziałeś nam o tem? — mówiła szybko pani Wizbergowa.
— O, pan Adam bał się, żebyśmy nie wygadały się przed Lulą. Ładnie to? — pytała Malinka.