Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 184.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W ciszy, jaka trwała przez chwilę, słychać było uderzenia serca Heleny. Twarz jej bladła, oczy mrużyły się szybko, jak zwykle u kobiet przerażonych.
— Musi się zmienić? — szeptała zaledwie dosłyszalnie.
— Bądź moją żoną.
— Józefie!
Złożyła ręce, jak do modlitwy, i chwilę popatrzała na niego błędnemi od tłoczących się myśli i uczuć oczyma.
— Bądź żoną moją. Czas, o którym ci dawniej mówiłem, nadszedł.
Zarzuciła mu ręce na szyję, głową wsparła się na jego piersi.
— Ty nie szydzisz ze mnie, Józefie! Nie, nie! Więc ja będę jeszcze szczęśliwą? O, ja ciebie tak kocham!
Pierś Heleny falowała... Opromieniona mimowiednie zbliżała twarz i usta do ust Szwarca, jak kielich kwiatu.
— O, byłam bardzo smutna, samotna — mówiła dalej — ale wierzyłam w ciebie! Ufa serce, gdy kocha. Tyś mój! Ja tylko przez ciebie żyję, bo i cóż to jest życie? kiedy się człowiek śmieje i weseli,